Amsterdam, 4 IX 2010
Spoglądam na dom z czerwonej cegły przy Gabriel Metsustraat 6. Tuż obok drzwi do budynku, niewielka tabliczka z napisem: „In dit huis schreet Etty Hillesum haar dagboeken 1941 1942” (w tym domu Etty Hillesum w latach 1941 1942 pisała swoje pamiętniki). Czy potrzeba wielkich tablic? Raczej trudu odnajdywania miejsc i odkrywania tego co pozostawili ci, którzy stali się ważni w naszym życiu. G.W.
Przez okna pociągu w drodze do Beilen, przesuwały się pejzaże podobne do tych, o których E.H. wspomina, że ich nigdy nie zapomni, chcąc nieomal przy nich uklęknąć: dach z trzciny, cierpliwe konie i słońce, które chciała wchłonąć wszystkimi porami. G.W.
Beilen
W południowych godzinach przemierzałem rowerem ulice Amsterdamu, jechałem wzdłuż kanałów, zatrzymywałem się na mostach. Możliwe, że oglądałem te same miejskie zaułki w których toczyło się życie E.H. Teraz siedzę pod pogodnym, wieczornym niebem w Beilen oddalonym już tylko kilkanaście kilometrów od Westerborku. Kiedy przygotowywałem wybrane fragmenty pamiętnika i listów E.H. aby stanowiły opowieść o niej samej i drodze, którą postanowiłem przemierzyć, notatki rozrastały się ogromnie. Teraz kiedy to nie jej słowa mówią lecz moje, czuję się bezsilny.
Przez okna pociągu w drodze do Beilen, przesuwały się pejzaże podobne do tych, o których E.H. wspomina, że ich nigdy nie zapomni, chcąc nieomal przy nich uklęknąć: dach z trzciny, cierpliwe konie i słońce, które chciała wchłonąć wszystkimi porami. G.W.
Westerbork, 5 IX 2010
Niewiele pozostało z Kamp Westerbork, ale rozwieszone nad nim niebo trwa niezmiennie. Miejsca nieistniejących baraków zaznaczone są nasypami ziemi o wysokości kilkudziesięciu centymetrów, pokrytych zieloną trawą. Rampa, plac apelowy – z tego miejsca wyruszała przerażająca ilość transportów, zabierając Żydów w ostatnią „podróż” życia. Stąd w transporcie do Auschwitz wywieziona została także Edyta Stein. Wiele wskazuje na to, że E.H. spotkała ją w Westerborku. W jednym z listów wspomina dzień w którym do obozu przywieziono zakonników i siostry zakonne.
Pomimo trudnego do wyobrażenia losu, który spotkał wszystkich, którzy znaleźli się w Westerborku, E.H. w listach z obozu podkreśla swoją niezachwianą siłę, dzięki której może nazywać życie prawdziwym, pełnym werwy, radości i głębi, które staje się sensowną całością. Zdolna jest napisać do przyjaciół słowa niezwykłe, w których prosi ich, aby nie martwili i nie smucili się o nią, ponieważ jak to ujmuje – nie pomagacie mi w ten sposób. Żyć miłością bezinteresowną do innej udręczonej osoby i to niezależnie od jej przekonań i narodowości – to według E.H. jedyny sposób w jaki można było żyć szczególnie wtedy, tam w Obozie Westerbork. G.W.
W zapisie pamiętnika z 19 II 1942 r. E.H. przyznaje, że przestała wierzyć, iż uda się cokolwiek zmienić w otaczającym świecie, jeśli najpierw nie zmienimy tego w sobie, dodając, że to jedyna nauka, jaką wynosimy z tej wojny, że przyczyny musimy szukać wyłącznie w nas samych i nigdzie indziej. G.W.
Nie wiem czy potrzeba dużo czasu czy mało, aby zrozumieć słowa E.H., które napisała w pamiętniku na rok przed transportem. Stwierdza, że miesiące, które spędziła za drutami kolczastymi Obozu Westerbork, okazały się, najintensywniejszymi i najbogatszymi miesiącami jej życia, stanowiąc potwierdzenie ostatecznych i najwyższych jego wartości. Na koniec wyznaje: „pokochałam Westerbork”. W obozie, E.H. poświęcała dużo czasu na cierpliwe słuchanie wielu osób, nękanych wewnętrznymi potrzebami. Posiadała dar czytania ludzkiego serca, kruszenia skostniałych powłok, z których ukazywał się kawałek zrozpaczonego człowieka, nie mającego pojęcia jak żyć. Niewątpliwie trudne i wnikliwe rozmowy zabrały jej wiele sił, ale wzbogaciły duszę, a jej rozmówcom dały przyczółek nowych, jasnych przestrzeni. G.W.
Dreierwalde, 6 IX 2010
Znalazłem się w obszarze języka, który przez pewien okres czasu stał się dla wielu językiem okrucieństwa. Może dla niektórych ofiar tego języka, pozostał takim na zawsze. Ale co to znaczy „na zawsze”? Czy to, że nigdy nie będziemy zdolni zapomnieć, wybaczyć? Może ktoś powie: „co ty wiesz, nie przeżyłeś tego koszmaru”. Tak, nie przeżyłem, tyle że trud zapominania i wybaczania nie zmienił się przez te wszystkie lata i dla każdego, zawsze, jest nieustającym zadaniem. To trochę podobnie jak z oczekiwaniem, że coś się zmieni bez naszego udziału.
W zapisie pamiętnika z 19 II 1942 r. E.H. przyznaje, że przestała wierzyć, iż uda się cokolwiek zmienić w otaczającym świecie, jeśli najpierw nie zmienimy tego w sobie, dodając, że to jedyna nauka, jaką wynosimy z tej wojny, że przyczyny musimy szukać wyłącznie w nas samych i nigdzie indziej. G.W.
Hovelhof, 7 IX 2010
Dzisiejsza data – chcę ją napisać: wtorek 7 września – jest symboliczna. Tego samego dnia tygodnia i miesiąca 1943 roku, Etty Hillesum została wraz z innymi, umieszczona w jednym z wagonów towarowych i wywieziona do Auschwitz. Kilka wagonów dalej znaleźli się jej rodzice i brat.
Nie wiem czy potrzeba dużo czasu czy mało, aby zrozumieć słowa E.H., które napisała w pamiętniku na rok przed transportem. Stwierdza, że miesiące, które spędziła za drutami kolczastymi Obozu Westerbork, okazały się, najintensywniejszymi i najbogatszymi miesiącami jej życia, stanowiąc potwierdzenie ostatecznych i najwyższych jego wartości. Na koniec wyznaje: „pokochałam Westerbork”. W obozie, E.H. poświęcała dużo czasu na cierpliwe słuchanie wielu osób, nękanych wewnętrznymi potrzebami. Posiadała dar czytania ludzkiego serca, kruszenia skostniałych powłok, z których ukazywał się kawałek zrozpaczonego człowieka, nie mającego pojęcia jak żyć. Niewątpliwie trudne i wnikliwe rozmowy zabrały jej wiele sił, ale wzbogaciły duszę, a jej rozmówcom dały przyczółek nowych, jasnych przestrzeni. G.W.
Bad Karlshafen, 8 IX 2010
Pokonywana rowerem droga, dostarcza wiele radości. To pożyteczne urządzenie oprócz chwil przyjemnych, stawia również ogromne wymagania, jeśli przyjmiemy, że nie służy tylko do popołudniowych wycieczek. Trzeba się z tym pogodzić, podobnie jak z oczywistą prawdą, że jeśli droga prowadziła w dół, z pewnością poprowadzi również w górę. W pewnym sensie, trzeba dać się poprowadzić drodze.
Jest wiele miejsc w pamiętniku E.H. w których zapisane są słowa jej rozmów z Bogiem. Po wieczornej jeździe rowerem – w listopadzie 1941 roku – zimną i ciemną Lairessestraat, E.H. zapisuje to, co jak określiła mruczała podczas jazdy na głos. Prosi Boga by wziął ją za rękę, obiecując, że pójdzie za Nim posłusznie bez oporu, licząc jednak od czasu do czasu na chwile wytchnienia. E.H. zdaje sobie sprawę, że ukojenie – jeśli przyjdzie – nie będzie wieczne. Staje w gotowości by przyjąć rozterki i niepokój, które będą się pojawiać. Dalej przyznaje, że chętnie otacza się ciepłem i poczuciem bezpieczeństwa, ale dodaje, że nie będzie się buntować jeśli przyjdzie jej przebywać w zimnie licząc, że On będzie ją prowadził. Na koniec pisze, że podąży za Bogiem wszędzie i spróbuje się nie lękać, starając się promieniować miłością w każdym miejscu. Promieniować ludzkim uczuciem, które nosi w sobie. G.W.
Jak zauważa E.H. należy pozwolić, aby życiowe rytmy, tak bardzo różniące się od siebie, pozostały. Niech każdy pozostanie tym, kim jest. Próby ukształtowania kogoś zgodnie z naszym wyobrażeniem według E.H. oznaczają walenie głową w mur i ostatecznie, rozczarowanie: nie tylko osobą, ale żądaniami, które się jej stawia. E.H. wspomina również o potrzebie duchowego uniezależnienia się od innej osoby, zostawiając jej jednocześnie swobodę, w postaci niestwarzania sobie określonego wyobrażenia o niej. G.W.
Jest wiele miejsc w pamiętniku E.H. w których zapisane są słowa jej rozmów z Bogiem. Po wieczornej jeździe rowerem – w listopadzie 1941 roku – zimną i ciemną Lairessestraat, E.H. zapisuje to, co jak określiła mruczała podczas jazdy na głos. Prosi Boga by wziął ją za rękę, obiecując, że pójdzie za Nim posłusznie bez oporu, licząc jednak od czasu do czasu na chwile wytchnienia. E.H. zdaje sobie sprawę, że ukojenie – jeśli przyjdzie – nie będzie wieczne. Staje w gotowości by przyjąć rozterki i niepokój, które będą się pojawiać. Dalej przyznaje, że chętnie otacza się ciepłem i poczuciem bezpieczeństwa, ale dodaje, że nie będzie się buntować jeśli przyjdzie jej przebywać w zimnie licząc, że On będzie ją prowadził. Na koniec pisze, że podąży za Bogiem wszędzie i spróbuje się nie lękać, starając się promieniować miłością w każdym miejscu. Promieniować ludzkim uczuciem, które nosi w sobie. G.W.
Bleicherode, 9 IX 2010
Spotykam w drodze wielu ludzi. Młodych, starych, wysokich, niskich – różnych. Nie tylko ich postacie różnią się między sobą, ale i osobowości. Jesteśmy otoczeni wieloma ludzkimi charakterami, potrzebami i wartościami, które są dla nich istotne.
Jak zauważa E.H. należy pozwolić, aby życiowe rytmy, tak bardzo różniące się od siebie, pozostały. Niech każdy pozostanie tym, kim jest. Próby ukształtowania kogoś zgodnie z naszym wyobrażeniem według E.H. oznaczają walenie głową w mur i ostatecznie, rozczarowanie: nie tylko osobą, ale żądaniami, które się jej stawia. E.H. wspomina również o potrzebie duchowego uniezależnienia się od innej osoby, zostawiając jej jednocześnie swobodę, w postaci niestwarzania sobie określonego wyobrażenia o niej. G.W.
Weissenfels, 10 IX 2010
W Księdze Rodzaju, Stwórca daje człowiekowi zadanie: „czyńcie sobie Ziemię poddaną”. Patrząc na otaczający krajobraz, można by dodać: ale nie niszczcie jej. Dotyczy to przyrody i architektury, ale skłonności człowieka wykraczają dużo dalej. Nie mając chwilami możliwości przeniesienia się w miejsca, które swoim wyjątkowym pięknem, wprawiają w zachwyt, trzeba uważniej przyjrzeć się miejscom, które są niedaleko. Czasem to pobliski park, domowy ogród, ptak na parapecie. Wystarczy poświęcić temu czas i poddać się wyjątkowemu obrazowi, aby mógł przetrwać dłużej niż trwa w istocie.
Wiele razy w trudnych i beznadziejnych okolicznościach życia w Westerborku, E.H. dostrzegała to, co mogło przypomnieć o pięknie Ziemi i wrażliwości człowieka: wrzosowisko, błękit nieba, fioletowy łubin zrywany przez obozowego żandarma. Opisy wrzosowiska – nieustannie zmniejszającego się pod wpływem powstawania kolejnych baraków – sąsiadują z opisami niszczycielskich możliwości człowieka. Jest więc kurczące się wrzosowisko, a tuż obok białe obłoki dymu i posapywanie lokomotywy, gotowej ruszyć z kolejnym transportem. Do dziś nic się nie zmienia. Trwa nieustanny, kontrastujący opis tej Ziemi, na której ciągle dla jednych ważny jest ptak na parapecie i wrzosowisko, a dla innych bezsensowne, niszczycielskie działanie. G.W.
Wiele razy w trudnych i beznadziejnych okolicznościach życia w Westerborku, E.H. dostrzegała to, co mogło przypomnieć o pięknie Ziemi i wrażliwości człowieka: wrzosowisko, błękit nieba, fioletowy łubin zrywany przez obozowego żandarma. Opisy wrzosowiska – nieustannie zmniejszającego się pod wpływem powstawania kolejnych baraków – sąsiadują z opisami niszczycielskich możliwości człowieka. Jest więc kurczące się wrzosowisko, a tuż obok białe obłoki dymu i posapywanie lokomotywy, gotowej ruszyć z kolejnym transportem. Do dziś nic się nie zmienia. Trwa nieustanny, kontrastujący opis tej Ziemi, na której ciągle dla jednych ważny jest ptak na parapecie i wrzosowisko, a dla innych bezsensowne, niszczycielskie działanie. G.W.
Meissen, 11 IX 2010
Zaufać, również zaufać sobie. Nie odrzucać spraw trudnych tylko dlatego, że są trudne. Mierzyć się z nimi nawet za cenę przegranej. Przyjmować radość, ale nie uciekać od smutku. Lata mijają, spojrzenie wyostrza się na inne punkty.
W styczniowym zapisie z 1942 roku, E.H. opisuje zmiany, które nastąpiły w jej wnętrzu. Stwierdza, że teraz bywa smutna w inny sposób niż dawniej, nie popadając już w głębokie przygnębienie. Zauważa trafnie, że w smutku kryje się twórczy pierwiastek. Przekonana kiedyś, że całe życie pozostanie smutna, teraz zdaje sobie sprawę, że te chwile również wpisane są w jej życiowy rytm i że tak powinno pozostać. Podkreśla znaczenie ufności, ogromnego zaufania, także do samej siebie. To z kolei pozwala jej wierzyć we własną równowagę i nabierać powolnego przekonania o tym, że dobrze pokieruje swoim życiem. G.W.
Opis niedzielnego śniadania E.H., stał się początkiem rozważań o jej „zachciankach”. Rezygnuje z kubka kakao, chcąc przywyknąć do swego rodzaju mniszego śniadania, ponieważ odczuwa, że bardziej jej to służy. W ten sposób tropi kolejne swoje „zachcianki”, aż po najskrytsze i niezauważalne obszary, aby w końcu wykorzenić te kaprysy. Jak pisze: tak jest lepiej. Namawia do wyrabiania w sobie nawyku niezależności, przez co stajemy się dużo bardziej niezależni od wielu fizycznych potrzeb, które wykraczają poza rzeczywistą konieczność. Twierdzi, że powinniśmy tak wytrenować ciało, aby nie żądało więcej niż to niezbędne, szczególnie jeśli chodzi o żywność. Podkreśla podjęcie dokonań z własnej woli, ponieważ jest to silniej umotywowane i dużo trwalsze od tego, co powstaje pod przymusem. G.W.
W styczniowym zapisie z 1942 roku, E.H. opisuje zmiany, które nastąpiły w jej wnętrzu. Stwierdza, że teraz bywa smutna w inny sposób niż dawniej, nie popadając już w głębokie przygnębienie. Zauważa trafnie, że w smutku kryje się twórczy pierwiastek. Przekonana kiedyś, że całe życie pozostanie smutna, teraz zdaje sobie sprawę, że te chwile również wpisane są w jej życiowy rytm i że tak powinno pozostać. Podkreśla znaczenie ufności, ogromnego zaufania, także do samej siebie. To z kolei pozwala jej wierzyć we własną równowagę i nabierać powolnego przekonania o tym, że dobrze pokieruje swoim życiem. G.W.
Zgorzelec, 12 IX 2010
Jak wiele przedmiotów potrzebnych jest do życia. Tak się przynajmniej wydaje. Konieczność ich istnienia w życiu codziennym jest w pełni usprawiedliwiana. Nawet po okresie rozstania z nimi, przyciągają powtórnie. Podobnie jest z przyjemnościami.
Opis niedzielnego śniadania E.H., stał się początkiem rozważań o jej „zachciankach”. Rezygnuje z kubka kakao, chcąc przywyknąć do swego rodzaju mniszego śniadania, ponieważ odczuwa, że bardziej jej to służy. W ten sposób tropi kolejne swoje „zachcianki”, aż po najskrytsze i niezauważalne obszary, aby w końcu wykorzenić te kaprysy. Jak pisze: tak jest lepiej. Namawia do wyrabiania w sobie nawyku niezależności, przez co stajemy się dużo bardziej niezależni od wielu fizycznych potrzeb, które wykraczają poza rzeczywistą konieczność. Twierdzi, że powinniśmy tak wytrenować ciało, aby nie żądało więcej niż to niezbędne, szczególnie jeśli chodzi o żywność. Podkreśla podjęcie dokonań z własnej woli, ponieważ jest to silniej umotywowane i dużo trwalsze od tego, co powstaje pod przymusem. G.W.
Luboradz, 13 IX 2010
Obserwowałem ptaka szybującego wysoko nad świeżo zaoranymi polami. Szerokie, nieruchomo rozpostarte skrzydła, niosły go w długim locie. Zdawał się być szczęśliwym w tym zawieszeniu między niebem a ziemią.
W jednym z zapisów w pamiętniku, na blisko rok przed transportem z Westerborku, E.H. pyta czy ktokolwiek mógłby ją zrozumieć, kiedy mówi, że czuje się tak szczęśliwa, bez żadnej egzaltacji, zwyczajnie radosna. W kolejnych słowach wyjaśnia, iż powodem jest to, że z upływem dni narasta w niej łagodność i ufność. Nadciągające niebezpieczeństwo i cały zamęt, który się zbliża, nie doprowadzają jej nawet na chwilę do – jak to określa – pomieszania zmysłów. Ciągle patrzy na życie i przeżywa je jasno i wyraźnie. Myśli jej i odczucia, nie mętnieją. Podkreśla możliwość udźwignięcia i przetrwania wszystkiego. Świadomość dobra obecnego w życiu – także w jej życiu – nie pozwala wyprzeć się przez zło, lecz coraz silniej się z nią zrasta. G.W.
Niemodlin, 14 IX 2010
Świtanie, poranek, wszędzie taki sam. Otwarcie powiek i ujrzenie światła nowego dnia, zawsze jest darem. Niezależnie od szerokości geograficznej, pogodnego nieba czy zaciągniętych chmur, stając u progu kolejnego dnia trudno przewidzieć, jak on przebiegnie i czy będzie podarowany następny.
„Rozliczona z życiem” – pod tym pojęciem E.H. rozumie to, że możliwość śmierci totalnie włączyła do swojego życia. W pewnym sensie, jak pisze – wzbogaciła je o nią. Stwierdza, że ma świadomość śmierci i akceptuje ją. Uznaje koniec – każdy jego rodzaj – jako wydarzenie wpisane w istnienie. Zauważa, że ulegając lękowi przed śmiercią i nie akceptując jej, oddajemy śmierci cząstkę życia. Pisząc dalej E.H. dodaje, że wykluczając śmierć z życia, paradoksalnie sprawiamy, że życie staje się niepełne, natomiast przyjmując śmierć, poszerzamy je
i wzbogacamy. G.W.
i wzbogacamy. G.W.
Pszczyna, 15 IX 2010
Dźwięki i obrazy, spotkani ludzie, podjęte wyzwania, porażki, zachwyty i rozczarowania, sprawy ważne i nieistotne, wnętrze i dusza – życie nieopisane. Próby wytłumaczenia własnego życia, czynienia go czytelnym dla innych lub „wybranych”, pozostają trudne.
Opisując swoje istnienie E.H. wymienia życie i śmierć, cierpienie i radość, skonane stopy, jaśmin na tyłach jej ogrodu, prześladowania i bezsensowne potworności, nazywając to wszystko potężną jednością, która jest w niej. Uznając tę jedność coraz lepiej ją rozumie, nie będąc jednak w stanie nikomu innemu wyjaśnić, na czym polega ten mechanizm. Dodaje, że chciałaby żyć długo, aby móc kiedyś to wytłumaczyć, jeśli jednak nie będzie jej to dane, ktoś inny to zrobi. Wtedy to on, będzie żył dalej jej życiem, od chwili, w której zostało ono przerwane. Z tych powodów E.H. pisze, że musi wieść dobre, pełne i wiarygodne życie – aż po ostatnie tchnienie. G.W.
Według informacji Czerwonego Krzyża, Etty Hillesum zginęła w Auschwitz 30 listopada 1943 roku. Z Obozu Westerbork w latach 1942-1944 wyjechały 93 transporty wagonów towarowych wypełnionych za każdym razem setkami, a czasem ponad tysiącem ludzi. Do Obozu w Auschwitz w transportach
z Westerborku, trafiło ponad 60 tysięcy ludzi. G.W.
5 IX: Kamp Westerbork – Beilen (NL) 18 km
6 IX: Beilen (NL) – Dreierwalde (D) 160 km
7 IX: Dreienwalde – Hovelhof (D) 124 km
8 IX: Hovelhof – Bad Karlshafen (D) 102 km
9 IX: Bad Karlshafen – Bleicherode (D) 117 km
10 IX: Bleicherode – Weissenfels (D) 144 km
11 IX: Weissenfels – Meissen (D) 153 km
12 IX: Meissen (D) – Zgorzelec (PL) 136 km
13 IX: Zgorzelec – Luboradz (PL) 115 km
14 IX: Luboradz – Niemodlin (PL) 135 km
15 IX: Niemodlin – Pszczyna (PL) 156 km
16 IX: Pszczyna – Oświęcim/Obóz Auschwitz (PL) 25 km
Oświęcim / Obóz Auschwitz, 16 IX 2010
Dom – kilka ścian, sklepienie i podłoga, okna, niegdyś piec, znane przedmioty. Czasem pusty, często z bliskimi ludźmi: miejsce wyjść i powrotów. Ziemski port w którym można przeczekać nawałnice i nabrać sił do żeglowania, po nieznanych oceanach życiowych zdarzeń.
E.H. wracając ze swoim przyjacielem z długiego, lipcowego spaceru w 1942 roku, pisze w pamiętniku, że wiedziała iż na końcu wspólnej wędrówki powita ich bezpieczny dom. Jednocześnie zdawała sobie sprawę, że nadejdzie czas, kiedy żaden dom nie będzie na nich oczekiwał. Będą po prostu wędrować drogami, aż napotkają barak, w którym zginą wraz z wieloma innymi.
*
Według informacji Czerwonego Krzyża, Etty Hillesum zginęła w Auschwitz 30 listopada 1943 roku. Z Obozu Westerbork w latach 1942-1944 wyjechały 93 transporty wagonów towarowych wypełnionych za każdym razem setkami, a czasem ponad tysiącem ludzi. Do Obozu w Auschwitz w transportach
z Westerborku, trafiło ponad 60 tysięcy ludzi. G.W.
Pamięci Etty Hillesum, ofiarom Obozu Westerbork,
zmarłym w transportach do obozów zagady,
pomordowanym w Obozie Auschwitz-Birkenau
zmarłym w transportach do obozów zagady,
pomordowanym w Obozie Auschwitz-Birkenau
G.W.
Westerbork – Auschwitz
wrzesień 2010 r. / 1426 km
wrzesień 2010 r. / 1426 km
5 IX: Kamp Westerbork – Beilen (NL) 18 km
6 IX: Beilen (NL) – Dreierwalde (D) 160 km
7 IX: Dreienwalde – Hovelhof (D) 124 km
8 IX: Hovelhof – Bad Karlshafen (D) 102 km
9 IX: Bad Karlshafen – Bleicherode (D) 117 km
10 IX: Bleicherode – Weissenfels (D) 144 km
11 IX: Weissenfels – Meissen (D) 153 km
12 IX: Meissen (D) – Zgorzelec (PL) 136 km
13 IX: Zgorzelec – Luboradz (PL) 115 km
14 IX: Luboradz – Niemodlin (PL) 135 km
15 IX: Niemodlin – Pszczyna (PL) 156 km
16 IX: Pszczyna – Oświęcim/Obóz Auschwitz (PL) 25 km